poniedziałek, 28 maja 2012

Niespodzianka na Dzień Mamy

Czwartek - dwa dni przed Dniem Mamy. Mama i Mi wracają z przedszkola.
Mi: Zlobię ci niespodzianke, no bo jest dzień mamy.
Mama: Ooo na prawdę? Lubię niespodzianki.
Mi: Ale to jutlo ci dam, nie dzisiaj.
Mama: No dobra, poczekam do jutra.
Mi: Ciocia Malysia mi pomaga, wies? Tom niespodziankę lobić.
Mama: Acha.. Już się nie mogę doczekać jutra.
Mi: No, bo to będzie dzień mamy i ja ci dam kwiatka, to będzie ta niepodzianka, wies? To będzie taaaki ładny kwiatek, pomalańcowy. Takom będzies miała niespodzianke!!!

--------------------------------------------------------------

Od pewnego czasu Mi-ś bierze udział w rodzinnych dialogach już tą "właściwą" stroną swojego ciałka* i w tym wyjątkowym dniu, Dniu Mamy, zrobił największą niespodziankę:
Mama budzi się rano, obok Mi-ś bawi się w najlepsze swoimi stópkami.
M-iś: (z uśmiechem na ustach): Mammma!




*por. Dialogowy debiut Mi-sia

czwartek, 24 maja 2012

Milobalon

Mama i Mi wracają z placu zabaw. Wiatr wieje bardzo, bardzo mocno...
Mi: (łapie Mamę za rękę) Tsymaj mnie mocno mamusiu, bo ci odlece daaaaalekoooo jak balonik.


wtorek, 22 maja 2012

Co tak skrzypi?

Mama, Mi i Mi-ś w wózku wracają z przedszkola.
Mi: Mamusiu, co to tak sksypi?
Mama: Wózek.
Mi: A dlacego???
Mama: A... pewnie jest głodny*
Mi: ?????

Tego samego dnia, ze dwie godziny później, w domu. Mi się bawi, Mi-ś leży na kocyku i również bawi się wypróbowując różne odgłosy, jakie udaje mu się wydobyć z jego niemowlęcej paszczy.
Mi: Mamusiu, Michaś jest głodny!
Mama: Nie jest głodny, przecież nie płacze...
Mi: Ale jest głodny!
Mama: A skąd wiesz?
Mi: Bo sksypi!!!



*Mama też czasem bywa dzieckiem

piątek, 18 maja 2012

Mała Księżniczka (ale nie Mi)

Mama maluje paznokcie. Mi podziwia z otwartymi ustami :) W końcu obie oceniają efekt.
Mi: Alee maass pięęęęękne paznokcie.
Mama: Dziękuję córeczko kochana.
Mi: I caałaa jesteeś taaka pięęęęęknaa. Taka mała księznicka z ciebie...


środa, 16 maja 2012

Wąskotorówka

Spontaniczna rodzinna wyprawa wąskotorówką. Mi siedzi w wagoniku i czeka na odjazd.
Mi: Kiedy ten pociąg pojedzie?
Mama: O 11tej ma odjazd. To za 15 minut.
Chwila ciszy.
Mi: Juz jedziemy?
Mama: Nie, skarbie, jeszcze nie jedziemy. Odjazd jest za 15 minut.
Po kilku sekundach:
Mi: Teraz jedziemy?
Mama: Nie, jeszcze trzeba chwilę poczekać
Po chwili:
Mi: Mamusiu, kiedy pojedziemy?
Mama: Za niedługo...
Mi: Nie! Telaz jedźmy!
Mama: Odjazd jest o 11tej, to jeszcze nie teraz. Jeszcze chwilę poczekamy, aż wszyscy wsiądą.
Na peronie mnóstwo ludzi, bo dzień jest wybitnie świąteczny - ruch jak w Krakowie na Rynku - jedni wsiadają, inni szukają miejsc, zgubione dzieci szukają rodziców. Większość ludzi jednak jeszcze nie wsiada.
Mi: Wscyscy juz wsiedli, zobac! Jedziemy?
Mama: Nie, Milu, jeszcze nie jedziemy. Zobacz, ilu ludzi jeszcze jest na peronie. Oni muszą powsiadać. Cierpliwości...
Chwila spokoju, bo Mi zajęła się wojną na wzrok z chłopcem siedzącym na przeciwko.
Mi: Mamusiu, już jedziemy?
Mama: Za pięć minut.
Mi: Juz jest za pięć minut?
Mama: Jeszcze nie, za chwilkę...
Dwie sekundy spokojnego siedzenia, i...
Mi: Mamo, kiedy pojedziemy?
Mama: Powiedziałam Ci... odjazd jest o 11tej, to jest za 5 minut. Poczekaj jeszcze chwilkę cierpliwie.
Przez kolejne pięć minut Mi zadaje pytanie o odjazd jeszcze z 50 razy.
W końcu pociąg rusza. Mi zachwycona wychyla głowę... Pociąg w ciągu kilku minut osiąga swoją maksymalną, zawrotną prędkość 10km/h.
Mi (mamrota pod nosem): Za sybko jedzie ten pociąg.... Za sybko.... Ale on sybko jedzie. MAMO, CHCE WYSIADAĆ!!!!!


poniedziałek, 14 maja 2012

Legenda o królu Kraku

Legenda w wersji Mi:
Był taki smok, ale nie był baldzo stlasny, bo nikogo nie glyzał, bo miał małe zombki. Tylko jadł, ale nie dziewcynki tylko chłopców, to sie nie bój, mamusiu, bo on nie był wcale gloźny. To był taki miiiiły smok. Ale głowe to miał taaaakom wielkom bo jadł tych chłopców. A klól Klak był taaaki dobly i posed do tego smoka i spotkał tam.... no tego.... takiego małego....
Mama: ???
Mi: Co z klólewną Śnieską jest na oblazku
Mama: krasnoludka???
Mi: Nie, nie klasnoludka, tylko strasnoludka
Mama: Strasznoludka?
Mi: Tak, strasnoludka sie mówi, a nie klasnoludka
Mama: Król Krak spotkał strasznoludka???
Mi: (patrzy zdziwiona): Nie, klól Klak nie spotkał stlasnoludka tylko gołędzia* I ten gołędź mu powiedział dzie jest smok. Bo on był w nolce i klól Klak go zawołał tak głoooośno. A potem go zgładził.
Mama: Zgładził??? Jak???
Mi: (myśli)...... no on miał takooom........ takieeeee.... no takie coś..
Mama: Miecz?
Mi (niezbyt przekonana): Miec??? No tak, miec.. I to był baaaldzo doobly klól, bo nie jadł chłopców ani dziewcynek tylko zgładził smoka i później psysed na Wawel taaki dlugi smok. Ale on psysed i skamienił i telaz zieje ogień. Na pamiontke...
Mama: Bardzo piękna legenda
Mi (kiwa z uznaniem głową).

Parę chwil potem, Mi przychodzi do mamy:
Mi: Mamusiu, ale to nie był zaden miec
Mama: ???
Mi: No klól nie zgładził smoka miecem, tylko PIŁĄ!

Legendę o królu Kraku w wykonaniu Mi zainspirowała wizyta w Muzeum w podziemiach Rynku.



*gołędź=gołąb (nie pytać dlaczego - nie wiem)