wtorek, 19 lutego 2013

Szary człowiek

Mi korzysta z dobrodziejstw babcinego domu i ogląda z mamą telewizję (w domu tego nie ma :)) - konkretnie film jakiś, amerykański.
Mi: A co to za szary człowiek mamusiu?
Mama: A który? Ten czarny?
Mi: Aaaa, to murzyn jest, dlatego jest szary!


poniedziałek, 18 lutego 2013

Jajko mądrzejsze....

Mi podjęła samodzielną, męską decyzję, że zostaje u babci. Sama. Bez mamy, taty i Michasia. Za to z kotem. Mama zasadniczo się zgodziła, ale:
Mama: Milenka, ale będziesz tu z Babcią do piątku, wcześniej nie będziemy mogli po ciebie przyjechać.
Mi: To tylko pięć tygodni mamusiu...
Mama: Pięć dni chyba?
Mi: No, wytszymam.
Mama: Ale Ola nie będzie do Ciebie na cały dzień przychodzić, bo chodzi do przedszkola....
Mi: Ale mam babcię. I pójdę po Olę do pszeczkola. I może przyjdzie Błazej...
Mama: A nie będziesz płakać za mamą?
Mi: Jak mi będzie smutno, to do Ciebie zadzwonię, dobsze?
Mama: No pewnie, dzwoń kiedy chcesz.....Możesz zawsze do mnie zadzwonić..... Buuuuuu..... będę za tobą tęsknić (Mama zaczyna się łamać).... Może jednak pojedziesz z nami?
Mi (stanowczo): Jedź już mamusiu, nie maludź!




czwartek, 7 lutego 2013

Tłusty czwartek

Mama odbiera Mi z przedszkola:
Mi: Mamusiu, a wiesz, że dziś jedliśmy w pszedszkolu pączki?
Mama: Ooo, na prawdę? A to pewnie dlatego, że dziś jest....
Mi: PUSTY PONIEDZIAŁEK!!!

----------------------------

Inne "kwiatki" z ostatnich dni:

Po powrocie z podwórka, w przedpokoju:
Mi: Mamusiu, rozebszesz mnie?

--------------------------

Mama i Mi wracają z przedszkola. Na ulicy leży martwy gołąb.
Mi: Mamusiu, czemu ten gołąb nie leci?
Mama: Bo nie żyje.
Mi: Umalł?
Mama: Tak.
Mi: Już nie za-szyje?
Mama: Nie mówi się "zażyje" tylko "ożyje". Nie, już nie ożyje.

Dwa dni później:
Mama wchodzi do domu, wita ją Mi z grającą książeczką w ręce:
Mi: Mamusiu, mamusiu, pamiętasz, że ta ksiąszeczka nie glała? Była zepsuta?
Mama: No, pamiętam
Mi: I ona telaz odziałała!!!




piątek, 1 lutego 2013

Wczasy z NFZ

Ostatni tydzień Mama, Tata i Mi-ś spędzili w szpitalu (Mama i Tata na zmianę, Mi-ś na stałe). Takie tam zimowe atrakcje.... Dzięki temu stali się (wątpliwie) szczęśliwymi posiadaczami nowych doświadczeń, których sponsorem jest NFZ.
Oczywiście o "kwiatkach" tej instytucji każdy może napisać epopeję... A Mama i Tata dokładają swoją cegiełkę do budowy krainy absurdu....

1. Przyjęcie

Mama z Mi-siem w gabinecie ambulatorium oddziału dziecięcego (Tata nieobecny, bo biega między piętrami, po różnych innych gabinetach w celach bliżej nieokreślonych i nie do końca jasnych, ale niezbędnych)

Pani Doktor: Proszę rozebrać!
Mama posłusznie rozbiera - spodenki zapinane na szelki, bluzeczka, rajtuzki, bodziak...
Mama: Pieluchę też?
Pani Doktor: Też!
... pieluchę.
Pani Doktor bada, osłuchuje, wypytuje.... Ostatecznie:
Pani Doktor: Na płucach i oskrzelach nic nie słyszę. Musimy wykonać parę badań, żeby poszukać przyczyny wysokiej gorączki. Ale ja jeszcze zawołam Panią Ordynator, niech się wypowie. Niech Pani ubierze dziecko!
Mama ubiera - pieluchę, bodziak, rajtuzki, bluzeczka, spodnie zapinane na szelki... Mi-ś wydziera się w niebogłosy bo nie lubi ubierania... Uff już. Przytulanko i już prawie płacz uspokojony....
Wchodzi Pani Ordynator.
Pani Ordynator: Rozebrać!

2. Hierarchia

Badania wykonane, diagnoza postawiona. Pani Ordynator prowadzi Mamę, Tatę i Misia na oddział i pokazuje łóżko. Przedstawia Doktor Prowadzącej.
Pani Ordynator do Doktor Prowadzącej: To jest dwunastomiesięczny chłopczyk przyjęty z powodu wysokiej gorączki i wysypki, która pojawiła się wczoraj. W badaniu osłuchowym nie wykryto przyczyn stanu pacjenta, w wyniku badań radiologicznych postawiono diagnozę: obustronne rozległe zapalenie płuc oraz obturacyjne zapalenie oskrzeli.
Pani Ordynator wychodzi.
Doktor Prowadząca do Mamy: On ma dwanaście miesięcy, tak?
Mama: Tak.
Doktor Prowadząca: Od trzech dni gorączkuje, tak?
Mama: Tak
Doktor Prowadząca: Wysypka pojawiła się wczoraj, tak?
Mama: Tak
Doktor Prowadząca: I miał wykonane badanie RTG, tak?
Mama: Tak.
Doktor Prowadząca: I mamy zapalenie płuc...
Mama: Tak...
Tego samego dnia, dwie godziny później. Obchód Pani Ordynator.
Doktor Prowadząca do Pani Ordynator:  To jest dwunastomiesięczny chłopczyk przyjęty z powodu wysokiej gorączki i wysypki, która pojawiła się wczoraj. W badaniu osłuchowym nie wykryto przyczyn stanu pacjenta, w wyniku badań radiologicznych postawiono diagnozę: obustronne rozległe zapalenie płuc oraz obturacyjne zapalenie oskrzeli.

3. System

Mama i Tata mają sprawę do Doktor Prowadzącej:
Mama: Pani Doktor, czy mąż mógłby dostać zwolnienie lekarskie na czas pobytu dziecka w szpitalu?
D.P.: Nie może, bo męża nie ma w szpitalu
Mama: Jak nie ma, jak jest?
D.P.: Pani jest, męża nie ma. Tylko jeden rodzic zostaje z dzieckiem.
Mama: Ale my się będziemy zmieniać, raz jedno, raz drugie.
D.P.: No to mąż jest zmiennik, a nie opiekun.
Mama: Ale my mamy jeszcze drugie dziecko w domu i nie mamy co z nim zrobić....
D.P.: Zdrowe dziecko?
Mama: Zdrowe.
D.P.: System nie przewiduje drugich, zdrowych dzieci w domu... Jak będzie chore, to nie będzie problemu.

4. Dla dobra pacjenta

Mi-ś zostaje skierowany na badanie otolaryngologiczne. On i piątka innych dzieci z zapaleniem płuc. Zbiórka mam z dziećmi - pod dyżurką pielęgniarską. Wycieczka - dwa piętra niżej.
Oddziałowa: Pójdziemy z dziećmi zamkniętą dla postronnych klatką schodową, aby dzieci, jadąc ogólnodostępną windą, nie miały kontaktu z osobami z zewnątrz... No żeby się nie zaraziły niczym więcej.
Oddziałowa otwiera kluczem tajemnicze drzwi na wyłączoną z użytku klatkę schodową... Wyłączona klatka schodowa, prócz tego, że wyłączona, to jeszcze nieogrzewana... Wychodzimy, a tu... dziesięć stopni mniej... i przeciąg. Ale dzięki temu wycieczka w tempie błyskawicznym zjawia się na oddziale laryngologicznym dwa piętra niżej.
Każde dziecko jest badane osobno. Mi-ś pierwszy, bo najmłodszy. Po badaniu:
Oddziałowa: No niech pani idzie szybko na górę z dzieckiem, żeby tu już nie czekać.
Mama szybko biegnie po schodach w górę, żeby Mi-ś jak najkrócej przebywał w tym zimnie. Dociera na swoje piętro, otwiera drzwi.... Ale są zamknięte, bo Oddziałowa zamknęła na klucz. Mama puka w szybę drzwi - a za nimi pojawia się najpierw jedna pielęgniarka, potem druga i jeszcze trzecia... i gapią się na mamę jak na zjawisko kuriozalne.
Pielęgniarka (przez zamknięte drzwi): Proszę pani, ta klatka schodowa jest nieczynna!!! Niech pani tam nie stoi!
Mama wydziera się zza drugiej strony drzwi tłumacząc skąd się znalazła w obszarze zakazanym (a w tym czasie chory Mi-ś marznie sobie i marznie....). Cały oddział dziecięcy zostaje postawiony w stan alarmowy w celu znalezienia klucza do drzwi. Po 15 minutach i jeszcze co najmniej trzech tłumaczeniach trzem różnym osobom, co Mama robi na nieczynnej klatce schodowej klucz się znajduje... w kieszeni fartucha jednej z lekarek. Mama zostaje w końcu wpuszczona na oddział z komentarzem pielęgniarki: A nie mogła pani pojechać windą???

5. MENU

Śniadanie: Pasta z łososia - bez łososia, ale za to z marchewką - grunt, że kolor się zgadza :)

Obiad: Kulki kaszy z włosem (pani kucharki? pielęgniarki? a może samej Pani Ordynator?)

Kolacja: Zgniłe jabłko - upieczone dla niepoznaki.

6. Szpitalne rozrywki

Na oddziale dziecięcym są telewizory - ale tylko w pokojach starszych dzieci, nie u niemowlaków. Ale nic to, bo okna części Niemowlęcej wychodzą na budynek szpitalnego prosektorium. Codzienna rozrywka - rynkowy przegląd trumien różnego rodzaju. A przy okazji wyrabia się pogląd na stopień śmiertelności w szpitalu. Karawany przyjeżdżają codziennie między 8 a 10; faceci w czerni wynoszą trumny i ładują je do karawanów. Mamy w oknach oddziału niemowlęcego liczą, ile dzisiaj nieboszczyków wywieziono. Ot taka atrakcja.
O godz. 10.30 w miejsce karawanu przyjeżdża dostawczak: "Mięso, wędliny"... Hmmm, czyżby po swój przydział?





środa, 23 stycznia 2013

Poświątecznie, zimowo

Cisza na blogu ostatnio, bo Mamę dopadło zimowe rozleniwienie spowodowane: po pierwsze przez totalne nieróbstwo świąteczno-sylwestrowe (Babcia G. i Dziadek S. przejęli na dwa tygodnie dowodzenie nad dwójką małych tajfunów), pod drugie przez zimowe szaleństwo za oknem... No Mama  zimy po prostu nie lubi...
Mi dzisiaj wpisała się w tendecję. W drodze z przedszkola:
- Mamusiu, czy moglibyśmy się z tego Klakowa przeplowadzić do dziumbli*? Jutro?

Gdyby Mama nie była racjonalistką, to natychmiast z przyjemnością spełniła prośbę...

*dżungli

A w ramach osłodzenia długich dni nieobecności Mi w Waszych komputerach, kilka świąteczno - suwalskich reminiscencji:

Ranek. Dziadek S. ćwiczy jogę przybierając coraz to ciekawsze pozycje...
Mi: A co to jest, dziadku?
Dziadek S. (w zabawnej pozie): Paw*
Mi: A co to jest paw?
Dziadek S.: Taki ptak z dużym, kolorowym ogonem.
Mi: A ty masz przeciesz* klótki ogonek!

*parśwa bakasana

-------------------------------------------------------------------------------------

Miś zrobił kupę.
Mi: Miś zlobił kupę!
Mama (wycierając Misiowi pupę z kupy): Widzę przecież...
Mi: Do pieluchy!
Mama: Mhmmm....
Mi: Ale mu można*, plawda?
Mama: No można...
Mi: To jest jego plawo. Plawo dziecka do pieluchy!

--------------------------------------------------------------------------------------
Noworoczny poranek.
Babcia G. (po rozmowie z telefonicznej z ciocią O.): Milenko, Zuzia w Sylwestra rozbiła sobie głowę.
Mi: ??? Lozbiła głowę?
Babcia G: Tak, biedna Zuzia...
Mi: Mamo, Zuzia lozbiła głowę!!! Ona nie ma jusz* głowy?? Pójdziemy to zobaczyć*?



* zwróćcie uwagę na zmiany - Mi zaczęła używać szeleszczących głosek...