wtorek, 15 grudnia 2015

Kanapki

W związku z tym, że Mama notorycznie się nudzi i narzeka na bezczynnność, a już najbardziej wieczorami, postanowiła w końcu, pierwszy raz w życiu zrobić dzieciom wesołe kanapki. Wiecie, takie jak na tych wszystkich stronach poświęconych radosnemu rodzicielstwu, czy na blogach kreatywnych i zawsze szczęśliwych mam; takie z uśmiechami z pomidorów, oczkami z rzodkiewek, włosami z sałaty... Takie, żeby dzieci bardzo chciały je zjeść. Mama marzyła zrobieniu takich kanapek od kiedy została Mamą, ale jakoś nigdy nie było okazji. Aż do teraz.

Więc Mama wzięła się za przygotowanie - składniki takie jak powyżej, tylko produkcja przerywana ciągłym: "Mamo, siku!", "Mamo, a ona mnie bije!", "Mamo, M-ia myje ręce w ubikacji!". Zajęło to pewnie znacznie więcej czasu niż każdej innej osobie, ale w końcu się udało. Na stole stanął talerz z wesołymi, uśmiechniętymi kanapkami, prawie jak z obrazka :)

Pierwsza podeszła do kanapek Mi (pozostała dwójka była zajęta targaniem się za włosy). Nałożyła dwie kanapki na talerz i połknęła w tempie ekspresowym.
Mama: Smaczne kanapki, no nie?
Mi: Nooo, takie jak zawsze. Zwyczajne.
Mama: No ale ładne, nie?
Mi (przygląda się pozostałym kanapkom): Normalne.
Mama: Ale nie widzisz, oczka mają, buźki.....
Mi: O, rzeczywiście, nie zauważyłam.
I poszła, ustępując miejsca przy stole dwóm pozostałym głodomorom.
M-ia swoją kanapkę rozłożyła na części pierwsze, przeżuła, wypluła, zwinęła w kulę i wtarła w stół... A więc to samo, co zrobiłaby z każdą inną kanapką. Widać uroda nie miała tu nic do rzeczy.

Mi-ś natomiast swoją kanapkę obejrzał z każdej strony, obwąchał, poobracał na talerzu starając się uniknąć bezpośredniego kontaktu. Po czym wstał od stołu mówiąc:
- Nie lubię jak jedzenie na mnie patrzy.

Przynajmniej Mama nie będzie musiała już nigdy więcej robić wesołych kanapek. I nie będzie mieć z tego powodu wyrzutów sumienia.



wtorek, 29 września 2015

Świat oczami Mi-sia

Jakiś czas temu Mama wprowadziła, dość nieśmiało, Czytelników w świat zainteresowań Mi-sia.
(http://milowekroki.blogspot.com/2015/02/w-co-sie-bawic.html)
Wraz z upływem czasu, świat wewnętrznych przeżyć Mi-sia nieco ewoluował.:

Przed sklepem stoi facet i pali papierosa. Mi-ś podchodzi do niego i patrząc mu prosto w oczy, mówi:
- A ten pan pali papierosa i zachoruje na raka i umrze!

-----------------------------------------------------------------

W sklepie, na mięsnym:
Mi-ś do Sprzedawczyni: Czy to mięso żyje?
Sprzedawczyni (zdziwiona i zaskoczona): Nieeee....
Mi-ś: Haaaa! Umarło!!!

-----------------------------------------------------------------

Poranne ubieranie:
Mama: Mi-ś, ubierasz bluzkę z Myszką Miki czy z Bobem Budowniczym?
Mi-ś: Z kościotrupem!!!

-----------------------------------------------------------------

Mi-ś biega na alejce w parku. Dwie starsze panie siedzą na ławce i karmią orzeszkami wiewiórkę. Mi-ś przystaje i przygląda się scence z wiewiórką i staruszkami.
Starsza Pani do Mi-sia: Chcesz podejść bliżej i zobaczyć wiewiórkę?
Mi-ś: Nieeee, już widziałem...
Ta sama Pani: Oooo, na prawdę?
Mi-ś: Tak. Nieżywą. Leżała rozjechana na ulicy.




wtorek, 8 września 2015

Kulturalna konwersacja

Mama jedzie autobusem w damskim gronie - Mi, M-ii i nieznanej Pani w wieku babci S., która wsiadła na jednym z przystanków. Mi i M-ia siedzą na fotelach obok siebie; Mama i Pani w wieku babci S. obok siebie, a na przeciwko Mi i M-ii.
M-ia siedzi w rozkroku (tym razem w majtkach). Dotyka rączką "strategicznego" miejsca w majtkach i próbuje nawiązać konwersację z Panią w wieku babci S., informując:
- Mam pipę.
Pani uśmiecha się kurtuazyjnie, ale sprawia wrażenie, jakby niedosłyszała, albo nie do końca zrozumiała komunikat.
M-ia stara się jednak utrzymać uwagę współpasażerki:
- Mienka* też ma pipę - mówi wskazując jedną ręką na siostrę, a drugą rękę trzymając wciąż wsadzoną w majty.
Uśmiech na ustach Pani w wieku babci S. przeradza się w nerwowy chichot, a M-ia, zachęcona reakcją, zdradza kolejne rodzinne tajemnice:
- I mama też ma pipę!
Pani próbuje uciekać wzrokiem, ale M-ia niewzruszona jej wyraźnym zmieszaniem, nie odpuszcza tej, jakże miłej rozmowy:
- A Pani? Pani ma pipę?






*Mienka czyli Milenka

wtorek, 1 września 2015

Pierwszy dzień szkoły.

To prawdziwy sprawdzian rodzicielstwa. Te wszystkie przygotowania, te wyprawki, tornistry, zeszyty, książki. Gdzie co kupić, gdzie taniej, gdzie lepiej. Mama załatwiła wszystko jedną wizytą w ulubionym sklepie wszystkich Polaków na B., fundując Mi zestaw przyborów z najbardziej znanymi Disneyowskimi siostrami. Mama nawet przygotowała się na ewentualność, że wszystkie dziewczynki w szkole będą posiadały identyczne zestawy i przygotowała za pomocą programu tekstowego odpowiednie karteczki z imieniem i nazwiskiem, żeby uniknąć ewentualnych szkolnych nieporozumień w kwestii własności.
Mamie udało się nawet uniknąć spektakularnej wpadki sytuacyjnej w postaci wysłania Mi w dresie i samotnie pierwszego dnia do szkoły. Odpowiednio uprzedzona przez nieco bardziej zorientowaną koleżankę, Mama przygotowała odpowiedni strój już dzień wcześniej.

Nadszedł Dzień Szkolnego Debiutu Mi. Mama postanowiła, że tym razem będzie się trzymać z daleka od wpadek i niefortunnych zdarzeń. Strój Mi przygotowała dzień wcześniej, wyprasowała go na lewej stronie, swojej sukienki na wszelki wypadek nie prasowała (pokłony dla tych, którzy wymyślili niegniotące się tkaniny), a przygotowywanie do wyjścia rozpoczęła na dwie godziny wcześniej. Nawet Najmłodsza Córka została zapakowana w granatową sukienkę, żeby wtopić się w szkolną brać i nie przykuwać uwagi niestosownym wiekiem.
Wychodzenie z domu poszło Mamie wyjątkowo sprawnie - na tyle, że była niemal punktualnie na miejscu zbiórki; aczkolwiek nie na tyle, żeby gorączkowo nie poszukiwać Pani Wychowawczyni. Ale uff, udało się i Mama odstawiła swą Najstarszą bezpiecznie pod opiekę instytucji, gratulując sobie jednocześnie świetnej organizacji i doskonałego wyglądu.
Wtem Mama zorientowała się, że nie ma obok siebie M-ii. Szkolna gawiedź stanęła na baczność w półokręgu wokół Tablicy Patronów szkoły i zabrzmiał Hymn Polski. I w tym momencie Mama zobaczyła M-ię pośrodku szkolnego półokręgu. Na oczach całej szkoły i rodziców, w takt Hymnu, M-ia podkasała swoją kieckę do góry.
I wtedy Mama (i wszyscy inni też) zobaczyła, że zapomniała Małej założyć majty...





poniedziałek, 2 lutego 2015

W co się bawić?

Mi-ś do Mi: Mila, bawimy się, że umarłem?

-----------------------------------------------------------

Mama: Michaś, pozbieraj zabawki z Milenką, proszę!
Mi-ś: Nie mogę!
Mama: Dlaczego nie możesz?
Mi-ś: Bo umarłem!


niedziela, 18 stycznia 2015

Misiowe historie urodzinowe

Trudno uwierzyć, ale trzy lata temu było tak:

Nowy bohater 

Dzisiaj, trzy lata później jest tak:

Mi (żyjąca ostatnio w świecie zagadek i zgadywanek): Co to za słowo, Michaś? (literuje)
My-I-Ly-E-Ny-Ky-A

Mi-ś: y...y... tramwaj?

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Mi: Co to jest: wysokie, ma gałązki, a na wiosnę listki?
Mi-ś: yyy.... yyy..... dziewczynka?

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Mama wchodzi do pokoju dzieci:
- Fuj, co tu tak śmierdzi?
Mi: Misiek pierdnął!
Mi-ś: To nie ja!
Mama: To kto?
Mi-ś: Taki mój pan pierdziołek z pupy!

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------

W przedszkolu zbliża się bal przebierańców.
Mama: Michasiu, za co chciałbyś się przebrać?
Mi-ś: Za nic!
Mama: Hmmm.... zupełnie za nic? Może za pirata?
Mi-ś (kręci głową): niee, nie za pi-ata. Za ykakhuj!
Mama: ?????? za co?
Mi-ś: Za yksakhuj!
Mama (zastanawia się, gdzie się synek takich brzydkich słów nauczył): Możesz powtórzyć?
Mi-ś (trochę wolniej): Za zykzakhuj!
Mama: Aaaa... (przychodzi olśnienie). Za zygzaka mc quinna, tak?
Mi-ś: Tak! Ykakhuj!!!



(Początki nauki języków obcych bywają trudne:
http://milowekroki.blogspot.com/2012/03/o-sowach-przyniesionych-z-przedszkola.html)