Więc Mama wzięła się za przygotowanie - składniki takie jak powyżej, tylko produkcja przerywana ciągłym: "Mamo, siku!", "Mamo, a ona mnie bije!", "Mamo, M-ia myje ręce w ubikacji!". Zajęło to pewnie znacznie więcej czasu niż każdej innej osobie, ale w końcu się udało. Na stole stanął talerz z wesołymi, uśmiechniętymi kanapkami, prawie jak z obrazka :)
Pierwsza podeszła do kanapek Mi (pozostała dwójka była zajęta targaniem się za włosy). Nałożyła dwie kanapki na talerz i połknęła w tempie ekspresowym.
Mama: Smaczne kanapki, no nie?
Mi: Nooo, takie jak zawsze. Zwyczajne.
Mama: No ale ładne, nie?
Mi (przygląda się pozostałym kanapkom): Normalne.
Mama: Ale nie widzisz, oczka mają, buźki.....
Mi: O, rzeczywiście, nie zauważyłam.
I poszła, ustępując miejsca przy stole dwóm pozostałym głodomorom.
M-ia swoją kanapkę rozłożyła na części pierwsze, przeżuła, wypluła, zwinęła w kulę i wtarła w stół... A więc to samo, co zrobiłaby z każdą inną kanapką. Widać uroda nie miała tu nic do rzeczy.
Mi-ś natomiast swoją kanapkę obejrzał z każdej strony, obwąchał, poobracał na talerzu starając się uniknąć bezpośredniego kontaktu. Po czym wstał od stołu mówiąc:
- Nie lubię jak jedzenie na mnie patrzy.
Przynajmniej Mama nie będzie musiała już nigdy więcej robić wesołych kanapek. I nie będzie mieć z tego powodu wyrzutów sumienia.